Wiadomości Historyczne

Dezinformacja – wyzwanie edukacyjne

Trwająca pandemia uwypukliła zjawisko dezinformacji. Nie jest jednak jego przyczyną. Dezinformacja towarzyszy naszym dziejom od stuleci, była ważną bronią w okresie zimnej wojny. W ostatnich latach nasiliła się ona między innymi za sprawą mediów społecznościowych. Manipulacja informacją dotyczy nie tylko polityki czy gospodarki. Coraz częściej obszarem dezinformacji stają się także historia i pamięć. Warto zastanowić się, jaką wiedzę i umiejętności możemy przekazać uczniom, aby potrafili rozpoznać próby manipulowania przeszłością.

 

Sowieckie „środki aktywne”

Przez długie lata uważano, że samo słowo dezinformacja wywodzi się z języka rosyjskiego. Związane było to z faktem, iż sowieckie służby posługiwały się tym narzędziem już w latach 20. Tymczasem masowa digitalizacja prasy amerykańskiej pozwoliła na stwierdzenie, że pojęcie to pojawiało się w niej już na przełomie XIX i XX w. Nie ulega jednak wątpliwości, że prawdziwą karierę zrobiło dopiero w latach 80. ubiegłego stulecia. Stało się tak za sprawą zbiegów z komunistycznych służb specjalnych – Czecha Ladislava Bittmana, Rosjanina Anatolija Golicyna oraz Rumuna Iona Mihaia Pacepy. W opublikowanych książkach zwracali oni uwagę na skalę działań dezinformacyjnych (określanych też mianem „środków aktywnych”) podejmowanych przez służby państw bloku wschodniego, na czele z KGB.

Nie przeszkodziło to Sowietom przeprowadzić w tym samym czasie jedną z największych (zarazem ostatnich przed upadkiem ZSRS) kampanii dezinformacyjnych. Nosiła ona kryptonim „Denver”, a jej celem było rozpowszechnienie przekonania, że wirus AIDS został sztucznie wytworzony w jednym z amerykańskich laboratoriów wojskowych.

 Głównym partnerem KGB w tej operacji była wschodnioniemiecka Stasi. Mechanizm działania był charakterystyczny dla tego okresu. Inspirowano publikacje w mniej istotnych mediach, które następnie powtarzała prasa w bloku wschodnim, a za nią niektóre zachodnie środki przekazu. „Naukowych” dowodów na wsparcie dezinformacji dostarczył jeden ze wschodnioniemieckich profesorów, a jego tezy spopularyzowała zachodnioniemiecka telewizja. Kampania była na tyle skuteczna, że rozprzestrzeniania dezinformacji nie powstrzymał upadek systemu komunistycznego, a jej echa pojawiły się w pierwszych miesiącach pandemii COVID-19[1].

Dekada lat 80. to również czas odpowiedzi ze strony USA. Powołano wówczas Grupę Roboczą ds. Środków Aktywnych, w skład której wchodzili przedstawiciele FBI, CIA, Departamentu Stanu i Agencji Informacyjnej USA. Ta ostatnia dysponowała także własną grupą specjalizującą się w przeciwdziałaniu dezinformacji. Skupiano się na zbieraniu informacji o sowieckich działaniach, demaskowaniu mechanizmów dezinformacji, prostowaniu fałszywych informacji i przeciwdziałaniu ich skutkom. Dużą wagę przywiązywano do pracy z mediami, a także do wywierania dyplomatycznej presji na Moskwę[2].

Działania te zakończono w latach 90. Wydawało się, że po zakończeniu zimnej wojny przeciwdziałanie dezinformacji nie będzie już potrzebne.

 

Dezinformacja 2.0

Tymczasem problem powrócił z ogromną siłą w ostatniej dekadzie. Związane jest to z rozwojem Internetu, a zwłaszcza eksplozją popularności mediów społecznościowych. Obok wielu pozytywnych aspektów przyniosły one sporo negatywnych konsekwencji. Wśród nich jedną z najważniejszych jest ogromne ułatwienie szerzenia dezinformacji. Na szczęście równocześnie łatwiejsze stało się jej zwalczanie.

Pojęcia „dezinformacja” i „fake news” zrobiły w ostatnim czasie ogromną karierę. Ich popularność i negatywna konotacja w powszechnej świadomości sprawiły zarazem, że stały się one wygodnym zarzutem. Oskarżenia o dezinformację i rozprzestrzenianie „fejków” są dziś bronią w różnego rodzaju sporach – od politycznych po naukowe. Terminy te tracą w ten sposób na znaczeniu, warto więc je zdefiniować.

Z fake newsem sprawa jest prosta – jest to nieprawdziwa informacja, spreparowana i rozpowszechniana celowo. Nie będzie więc nim na przykład zwykła pomyłka, jaka zdarzyła się zapewne każdemu historykowi. Dezinformacja to z kolei świadome działanie, polegające na przekazywaniu nieprawdziwych lub zmanipulowanych informacji w celu skłonienia odbiorcy (odbiorców) do zamierzonych przez autora reakcji. Przykładowo celem akcji dezinformacyjnej może być skłonienie jakiejś grupy ludzi do tego, by rozpoczęli protest w jakiejś sprawie bądź odwrotnie – by nie przyłączyli się do sprzeciwu. W pierwszym przypadku odbiorcom podsuwane będą treści powodujące ich wzburzenie, w drugim – dyskredytujące inicjatorów protestu lub podważające jego przyczyny.

W każdym przypadku skuteczność dezinformacji zależy od dobrej znajomości grupy docelowej, efektywności dotarcia z przygotowanym przekazem i jego wiarygodności. We wszystkich tych aspektach Internet i media społecznościowe znacząco ułatwiają sprawę. Ilość gromadzonych danych o użytkownikach sieci pozwala na ich precyzyjne profilowanie; dobrze przygotowany materiał może dosłownie w kilka godzin obiec świat, a techniczna łatwość tworzenia pozornie rzetelnych portali czy czasopism internetowych ułatwia uwiarygodnianie treści. W dodatku w nowych mediach nie ma hierarchii charakterystycznej dla tradycyjnych środków przekazu ani zasad weryfikacji informacji. Każdy może być nie tylko odbiorcą, ale i nadawcą treści[3].

 

Bańka  informacyjna

Dezinformacji sprzyjają także mechanizmy rządzące wirtualnym światem. Już w 2011 r. Eli Pariser opisał zjawisko bańki filtrującej (informacyjnej). Algorytmy mediów społecznościowych czy Google’a starają się nam podpowiadać treści, którymi możemy być zainteresowani. Celem jest utrzymanie naszej uwagi oraz skuteczne reklamowanie produktów i usług. Skutkiem ubocznym – zamykanie nas w obrębie treści ugruntowujących nasze poglądy, brak możliwości skonfrontowania naszych przekonań z innymi wizjami rzeczywistości.

Kilka miesięcy temu była pracownica Facebooka Francis Haugen ujawniła, że mechanizm bańki umacniany jest przez inny mechanizm. Algorytmy podsuwają nam treści najbardziej angażujące i wywołujące reakcje, a więc przede wszystkim kontrowersyjne. Jeśli stykamy się z innymi poglądami, to najczęściej w skrajnej postaci, co tylko zamyka nas w naszej bańce. Postępująca szybko polaryzacja także znacząco ułatwia dezinformację.

 

„Wojny pamięci”

W ostatnich latach dezinformacja coraz częściej odnosi się do sfery historii. Jest to związane z tym, że pamięć zbiorowa (rozumiana jako wyobrażenie przeszłości) jest źródłem tożsamości poszczególnych grup społecznych i całych narodów. Manipulacja przeszłością może więc prowadzić do osłabiania danej społeczności. Może być też wykorzystywana do rozpalania (zaostrzających się w ostatnim czasie i bez tego) konfliktów pamięci. Przeszłość bywa także instrumentalizowana w trakcie napięć o innym charakterze.

Dezinformacja może być więc groźną bronią, także jeśli odnosi się do przeszłości. W dodatku w cyfrowym świecie szczególnie rozwinęła się stara plaga gnębiąca historyków – fałszerstwa źródeł. Coraz częściej pojawiają się także tak zwane deep fake – fałszywe nagrania audio i wideo, których bez specjalistycznych narzędzi nie sposób odróżnić od prawdziwych[4].

Walka z dezinformacją w historii jest o tyle utrudniona, że spory są naturalnym elementem dyskusji o przeszłości, podobnie różnice w postrzeganiu tych samych wydarzeń przez różne narody. Wiele debat o przeszłości nie ma jednoznacznego rozstrzygnięcia, a wielu faktów nie da się ustalić na podstawie zachowanych źródeł. Nie każdy pogląd odmienny od naszego będzie dezinformacją, a odmienna interpretacja źródła – fake newsem.

Jednocześnie jednak warsztat badacza przeszłości, podobnie jak dziennikarza, dostarcza narzędzi niezmiernie przydatnych w walce z dezinformacją. Podstawowe pytania, jakie zadajemy w procesie krytyki źródeł, pozwalają na weryfikację większości treści zalewających nas w Internecie. Nie oznacza to jednak, że same te umiejętności wystarczą – trzeba połączyć je ze znajomością specyfiki wirtualnego świata. Tym niemniej w teście przeprowadzonym na Uniwersytecie Stanforda historycy (w różnym wieku) wypadli znacznie lepiej niż studenci, przedstawiciele pokolenia „cyfrowych tubylców” (digital natives – pojęcie wprowadzone przez Marca Pernskiego)[5].

 

Rola historyków

Historycy mogą więc odegrać ważną rolę w przeciwdziałaniu dezinformacji na kilka sposobów. Pierwszym z nich jest dostarczanie wiedzy o mechanizmach stosowanych w przeszłości, zwłaszcza w okresie zimnej wojny. Zmieniły się stosowane środki, metody zasadniczo pozostają te same. Po drugie, ucząc historii, dostarczamy wiedzy przydatnej do wykrywania manipulacji przeszłością. Trzeci aspekt to wspominane umiejętności warsztatowe, dostarczające uniwersalnych narzędzi. Last but not least, historycy mogą także wykorzystywać swój autorytet, angażując się w zwalczanie dezinformacji w wirtualnym świecie, jak dziś w kontekście pandemii czyni to wielu lekarzy aktywnych w mediach społecznościowych.

Niestety wyrywkowe analizy profili wybranych badaczy w mediach społecznościowych wskazują, że niezwykle rzadko angażują się oni w przeciwdziałanie dezinformacji. Najczęściej media te służą historykom do udziału w sporach politycznych oraz do informowania o publikacjach, konferencjach itp.[6] Nie znaczy to oczywiście, że historycy nie podejmują walki z dezinformacją na innych polach. Przykładem może być skupiający się na relacjach polsko-niemieckich projekt ODRA, współkierowany przez Krzysztofa Ruchniewicza[7]. Spora grupa historyków znalazła się także wśród twórców opisanego niżej projektu.

 

Projekt „Nie dla dezinformacji!”

Narastający problem dezinformacji w sferze historii skłonił Europejską Sieć Pamięć i Solidarność[8] do przygotowania projektu „Nie dla dezinformacji!”. Jego celem jest dostarczenie uczniom i nauczycielom wiedzy i umiejętności potrzebnych w radzeniu sobie z tym wyzwaniem. Całość opisanych poniżej materiałów została opublikowana (w języku polskim i angielskim) na portalu Hi-story lessons[9].

Więcej przeczytacie w artykule Łukasza Kamińskiego “Dzinformacja – wyzwanie edukacyjne” w najnowszym wydaniu (2/2022) “Wiadomości Historycznych”

 

[1] D. Selvage, Ch. Nehring, Operation „Denver”: KGB and Stasi Disinformation regarding AIDS, https://www.wilsoncenter.org/blog-post/operation-denver-kgb-and-stasi-disinformation-regarding-aids [dostęp: 7.01.2022].

[2] N.J. Cull [i in.], Soviet Subversion, Disinformation and Propaganda: How the West Fought Against it. An Analytic History, with Lessons for the Present. Final Report, London 2017, https://www.lse.ac.uk/iga/assets/documents/arena/2018/Jigsaw-Soviet-Subversion-Disinformation-and-Propaganda-Final-Report.pdf [dostęp: 7.01.2022].

[3] Ma to oczywiście nie tylko złe, ale i dobre strony – w ten sposób mogą zostać opublikowane informacje, które dawniej mogły być blokowane np. przez struktury państwa czy potężne koncerny.

[4] Przykładem może być zrealizowany jako ostrzeżenie film, w którym prezydent Richard Nixon wygłasza przemówienie w związku z katastrofą misji Apollo 11, która nigdy się nie wydarzyła. Zob. In Event of Moon Disaster, https://www.youtube.com/watch?v=LWLadJFI8Pk [dostęp: 8.01.2022].

[5] Dane przedstawione przez Joela Breakstone’a, kierownika Stanford History Education Group podczas zorganizowanej przez Europejską Sieć Pamięć i Solidarność konferencji „Disinformation in Memory Politics: Practices and Ways of Prevention” (maj 2021). Warto zapoznać się z artykułem opisującym problem braku podstawowych umiejętności weryfikacji materiałów dostępnych w sieci przez amerykańskich uczniów, którego współautorem był dr Breakstone: J. Breakstone [i in.], Students’ Civic Online Reasoning: A National Portrait, „Educational Researcher” 2021, vol. 50, no. 8, s. 505‒515.

[6] Wniosków takich dostarczyły analizy profili kilkudziesięciu historyków na Facebooku i Twitterze, jakie przeprowadziłem wraz z kilkoma grupami studenckimi w ramach zajęć e-historia w ostatnich dwu latach.

[7] https://www.odra.info/pl/startseite-polski/ [dostęp: 10.01.2022].

[8] Szerzej na temat sieci: https://enrs.eu/ [dostęp: 25.01.2022].

[9] https://hi-storylessons.eu/pl/nie-dla-dezinformacji/ [dostęp: 25.01.2022].